Po długiej podróży wreszcie dotarliśmy do jednego z największych portów nad Bałtykiem – słynnego Gdańska. Jest rok 1580. Miasto przeżywa swój złoty wiek. W tętniącym życiem, kilkudziesięciotysięcznym Gdańsku handel kwitnie, a port stał się prawdziwym oknem na świat dla całej Rzeczypospolitej.
Fragment XVI-wiecznej panoramy Gdańska. Źródło: zbiory cyfrowe Biblioteki Narodowej
Luigi Lippomano, pierwszy nuncjusz apostolski w Polsce, w swoim opisie kraju nie mógł ominąć Gdańska. W 1557 roku zapisał:
Zboże i inne płody posyłają do Gdańska, sławnego w Prusach portu nad Morzem Bałtyckim, rzeką Wisłą największą w tym kraju, skąd je potem kupcy gdańscy i zagraniczni do Hiszpanii, Portugalii, Francji, Anglii i innych krajów rozwożą, a w zamian za nie przywożą rzeczy w obfitości w tamtych krajach będące, tak iż ten handel niemały zysk Polakom przynosi.
Wtórował mu Giulio Ruggieri 1568 roku:
Całe atoli prawie handlu tego skupienie jest w Gdańsku, porcie nad Morzem Bałtyckim, należącym do króla polskiego. W miesiącu sierpniu odbywa się tu wielki jarmark od świętego Dominika czternaście dni i dłużej trwający, na który zbierają się Niemcy, Francuzi, Flamandzi, Anglicy, Hiszpanie, Portugalczycy, i wtedy zawija do portu przeszło 400 okrętów naładowanych winem francuskim i hiszpańskim, jedwabiem, oliwą, cytrynami, konfiturami i innymi płodami hiszpańskimi, korzeniami portugalskimi, cyną i suknem angielskim. Zastają w Gdańsku magazyny pełne pszenicy, żyta i innego zboża, lnu, konopi, wosku, miodu, potażu, drzewa do budowy, solonej wołowiny i innych drobniejszych rzeczy, którymi kupcy rozładowane swoje okręty na powrót ładują, co się odbywa w pierwszych ośmiu dniach jarmarku, a w ostatnich ośmiu i przez cały rok przybywają do tego miasta nie tylko kupcy krajowi, ale wiele innych osób dla opatrzenia swych sklepów lub domów w wino, sukna, korzenie i inne potrzebne rzeczy. Zboże zaś i inne płody zbywające od potrzeb krajowych spławiają do Gdańska na wiosnę i sprzedają hurtem kupcom gdańskim, którzy składają je w swych magazynach na następny jarmark, a że oni tylko sami mogą prowadzić ten handel, są niezmiernie bogaci, i nie masz miasta z którego by król polski mógł mieć więcej pieniędzy.
Znajdujemy się w najludniejszym mieście Rzeczypospolitej. Gdańsk imponuje bogactwem, ale kryje też liczne niebezpieczeństwa: grasujących złodziei, wieczne widmo wybuchu epidemii oraz niszczycielską siłę żywiołów. Jednym z największych zagrożeń był ogień. W miastach o zwartej, w dużej mierze drewnianej zabudowie pożary potrafiły siać prawdziwe spustoszenie. Jak próbowano im zapobiegać? Zanurzmy się w rzeczywistość XVI-wiecznego Gdańska, by znaleźć odpowiedź.
Obowiązek walki z pożarami w nowożytnym Gdańsku spoczywał na barkach samych mieszkańców. System alarmowania opierał się na kościelnych wieżach, skąd strażnicy pełnili dyżury. Zgodnie z przepisami porządku ogniowego z 1539 roku mieli oni:
…uderzać na trwogę raz, dwa, trzy, a nawet cztery razy, a potem odczekawszy chwilę ponownie wszcząć alarm i powtarzać go, a w nocy od strony pożaru wywieszać palącą się latarnię.
Strona tytułowa porządku ogniowego z 1539 roku.
Źródło: Pomorska Biblioteka Cyfrowa
W kolejnych stuleciach regulacje dokładniej wskazywały, które kościoły pełniły funkcję punktów obserwacyjnych. Były to między innymi kościoły: Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, św. Barbary, św. Bartłomieja, św. Jana, św. Katarzyny oraz św. Piotra i Pawła.Strażnicy musieli być niezwykle czujni – za zaniedbanie obowiązków, takie jak przegapienie początku pożaru, groziły im surowe kary. W niektórych przypadkach wystarczyła chwila nieuwagi, by dosłownie przespać swoją straż, co mogło mieć katastrofalne skutki. W 1587 roku dodano zapis:
Gdy w nocy wybuchnie pożar, należy we wszystkich domach całego miasta wywiesić i wystawić latarnie, czego dopilnować winni rotmistrze.
Walką z ogniem w Gdańsku kierował burmistrz, który miał pod swoją komendą starszych cechowych oraz kapitana miejskiej straży. Obecność żołnierzy była kluczowa – zarówno dla utrzymania porządku, jak i zapobiegania kradzieżom podczas pożarów. Wieże kościelne służyły do obserwacji miasta, a w razie zauważenia ognia, pachołkowie ogniowi bili w kościelne dzwony, wszczynając alarm.
Motywacją do zaangażowania mieszkańców w gaszenie pożarów był system nagród – miasto wypłacało gotówkę tym, którzy walczyli z żywiołem do samego końca. Zaniedbania natomiast karano surowo.
Główne Miasto podzielone było na cztery kwartały, z których każdy nadzorował jeden z burmistrzów. Ich współpracownikami byli tzw. panowie ogniowi, odpowiedzialni za utrzymanie narzędzi do gaszenia pożarów w dobrym stanie. Regularne kontrole sprzętu przeprowadzano co najmniej dwa razy w roku – na Wielkanoc oraz w dzień św. Michała. Panowie ogniowi sprawdzali również wyposażenie spichlerzy, kluczowych dla zabezpieczenia zapasów przed ogniem.
Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Peter Willer w dziele Reinholda Curickego, 1687 r. Źródło: Pomorska Biblioteka Cyfrowa
W działaniach gaśniczych ważną rolę odgrywali rzemieślnicy: bednarze, łaziebnicy i browarnicy dostarczali beczki, a woźnice i właściciele koni dowozili w nich wodę na miejsce pożaru. Murarze i cieśle pomagali w przerywaniu rozprzestrzeniania się ognia, niekiedy poprzez wyburzanie zabudowań. Tragarze z kolei przenosili beczki z wodą i ratowali dobytek mieszkańców dotkniętych katastrofą.
Do dyspozycji mieszczan gaszących pożary były wiadra, beczki, kadzie, bosaki, sikawki, drabiny, siekiery oraz wozy do transportu wody. W późniejszych latach wprowadzono specjalne pompy pożarnicze. Sprzęt oznaczano i poddawano regularnym kontrolom przez panów ogniowych. Porządek ogniowy zawierał zapis:
Jeśli zdarzyłoby się, że ktoś przybyłby na miejsce pożaru i przywłaszczyłby sobie wiadra, szpryce, beczki, kadzie czy inne pomocne w walce z ogniem sprzęty, wówczas taka osoba nie uniknie sądu oraz sprawiedliwej kary.
Sprzęt gaśniczy rozmieszczony był w kwartałach miasta, ale mieszkańcy mieli także obowiązek trzymania wiader w swoich domach, gotowych na wypadek pożaru.
Wodę do gaszenia pożarów pobierano zarówno ze studni, jak i bezpośrednio z Motławy. Skórzane wiadra doczepiane do bosaków wyciągano z rzeki przy użyciu drabin. Chaotyczne sytuacje związane z pożarami były okazją dla złodziei. Zdarzały się również celowe podpalenia, mające na celu ułatwienie grabieży. Uratowany z pożaru dobytek składowano w bezpiecznych miejscach wyznaczonych przez burmistrza, gdzie pilnowali go miejscy żołnierze. Aby zapobiec chaosowi, zakazywano otwierania miejskich bram i furtek, chyba że burmistrz wydał takie polecenie w celu skuteczniejszej walki z ogniem.
Porządki ogniowe były regularnie rozszerzane, by sprostać nowym wyzwaniom. W 1587 roku wprowadzono przepisy nakazujące mieszkańcom wystawianie straży na rogach ulic w pobliżu kwartałów. Ich zadaniem było zatrzymywanie podejrzanych osób wynoszących mienie oraz pilnowanie porządku. Ponadto nakazano udrożnienie ulic ze zbędnych gapiów, by umożliwić swobodny dostęp wody i sprzętu tam, gdzie były najbardziej potrzebne.
Miasto zadbało także o wsparcie dla tych, którzy ponieśli straty podczas gaszenia pożarów. Jeśli ktoś ucierpiał fizycznie w trakcie walki z żywiołem, mógł liczyć na pomoc medyczną oraz wsparcie materialne. Jak zapisano w dokumentach:
Gdyby się w takim wypadku zdarzyło, że poszkodowany zostałby kaleką lub odniósłby inne obrażenia wpływające na jego sprawność oraz zdrowie, wówczas Szacowna Rada nakazuje, aby taką osobę umieszczono w szpitalu lub w inny sposób zapewniono mu dożywotnią opiekę.
Odszkodowania przewidziano także za zniszczone domy oraz sprzęt wykorzystany podczas gaszenia pożaru. Takie rozwiązania miały nie tylko złagodzić skutki katastrof, ale również zachęcić mieszkańców do aktywnego udziału w ochronie miasta.
Dwór Miejski. Peter Willer w dziele Reinholda Curickego, 1687 r. Źródło: Pomorska Biblioteka Cyfrowa
Wyspa Spichrzów była wyjątkowym miejscem w Gdańsku – dzielnicą magazynów portowych, wypełnioną cennymi towarami. Na wyspie znajdowało się kilkaset spichlerzy, które ze względu na swoją konstrukcję i funkcję były szczególnie narażone na niszczycielski ogień.
Pożary na Wyspie Spichrzów zdarzały się zarówno z powodu podpaleń, jak w 1515 roku, jak i w wyniku nieszczęśliwych wypadków. W 1536 roku ogień strawił tam kilkaset budynków, powodując olbrzymie straty. Była to dzielnica, gdzie każdy pożar mógł mieć katastrofalne konsekwencje nie tylko dla właścicieli spichlerzy, ale także dla handlu i gospodarki całego miasta.
Nie dziwi więc, że w porządkach ogniowych poświęcono spichlerzom sporo uwagi:
Dla dalszego bezpieczeństwa należy między spichlerzami, rzecz jasna nie tymi leżącymi nad Motławą, lecz szczególnie między tymi położonymi dalej w mieście, wykopać kilka studni, by w razie pożaru mieć blisko źródło wody. Koszty wykonania oraz utrzymania takiej studni ponosić będą mieszkańcy danej ulicy.
Dodatkowym obowiązkiem właścicieli spichlerzy było zapewnienie odpowiedniej liczby wiader przeznaczonych wyłącznie do gaszenia ewentualnych pożarów. Było to szczególnie ważne na Wyspie Spichrzów, gdzie ryzyko wybuchu ognia było bardzo wysokie.
Dla zwiększenia bezpieczeństwa na wyspie rozmieszczono cztery specjalne szopy, w których przechowywano dodatkowy sprzęt gaśniczy. Były one dostępne w razie potrzeby, aby skutecznie i szybko reagować na zagrożenie, minimalizując ryzyko rozprzestrzenienia się ognia.
Powyższe informacje oraz cytaty bazują głównie na artykule Bogusława Ulickiego Gaszenie pożarów dawnego Gdańska na przykładzie porządków ogniowych z XVI wieku, zamieszczonego w Roczniku Gdańskim. Zajrzyjmy jednak do późniejszych porządków ogniowych.
Zajrzyjmy do rozporządzenia Rady Miasta Gdańska, dotyczącego przestrzegania przepisów przeciwpożarowych z 1697 roku. Rada Miejska pragnie upewnić się co do stanu miasta i jego dzielnic, które mogą zostać dotknięte pożarami i zniszczeniami. Wszyscy obywatele i mieszkańcy zostali wezwani do zachowania szczególnej czujności i ostrożności. Gdańszczanom przyznano prawo do zatrzymywania osób przyłapanych na próbie podpalenia lub niszczenia mienia, niezależnie od ich tożsamości.
W Zrewidowanym porządku ogniowy miasta Gdańska: uchwalonym przez szanowną Radę Miejską dla dobra ogółu obywateli i mieszkańców z 1657 roku znajdują kolejne wytyczne dotyczące walki z pożarami.
Strona tytułowa XVII-wiecznego porządku ogniowego z Gdańska. Źródło: Pomorska Biblioteka Cyfrowa
Wciąż w mocy było ustanowienie stanowiska panów ogniowych, do których obowiązków należała opieka nad wyposażeniem przeciwpożarowym i kontrola nad jego stanem. Mieli również zająć się szczegółową inwentaryzacją sprzętu, a za zaniechanie obowiązków groziła surowa kara. Wciąż na Wielkanoc i na świętego Michała panowie ogniowi mieli obowiązek osobistej kontroli stanu sprzętu do walki z pożarem. Jeżeli stwierdzono brak bądź uszkodzenie, Rada natychmiast zobowiązywała się do podjęcia odpowiednich kroków. Te zasady dotyczyły nie tylko Głównego i Starego Miasta, ale również Starego Przedmieścia i Długich Ogrodów. Na terenie miasta umieszczono specjalne tablice z nazwiskami osób, które były odpowiedzialne za walkę z pożarami, aby w razie potrzeby można było szybko je znaleźć i zaalarmować. Za tablice odpowiadał zarządca Dworu Miejskiego, czyli miejsca, gdzie trzymano wozy i konie wykorzystywane na potrzeby Rady Miasta oraz sprzęt do utrzymywania porządku na ulicach.
Dużą wagę przykładano do sprzętu:
Sprzęt przeciwpożarowy, który zostanie im przekazany przez odpowiednich urzędników na podstawie inwentarza, powinien być przechowywany w oznaczonych miejscach bez jakichkolwiek opóźnień czy zaniechań. Należy zadbać, by cała wyposażenie było w pełnej gotowości, a w szczególności te urządzenia, które służą do przechowywania wody – muszą być utrzymywane w dobrym stanie, aby mogły być używane w razie potrzeby.
Oprócz tego, należy również regularnie utrzymywać w dobrym stanie różne urządzenia przeciwpożarowe, takie jak wielkie pompy wodne.
Wyznaczono specjalne miejsca do przechowywania sprzętu przeciwpożarowego, które miały być chronione przed deszczem i śniegiem, a klucze do tych miejsc były pod pieczą odpowiednich urzędników. Do sprzętu zaliczano: pompy na specjalnych wozach, wiadra, wozy z drabinami i hakami, sikawki. Zapasy sprzętu przechowywano również w Dworze Miejskim.
Podstawą systemu ostrzegania byli strażnicy wieżowi:
W przypadku zauważenia pożaru, strażnik wieżowy powinien natychmiast uderzyć w dzwon kilka razy – dwa, trzy lub cztery razy, aby oznajmić mieszkańcom o niebezpieczeństwie. Po pewnym czasie powinien powtórzyć te same uderzenia w celu potwierdzenia sytuacji. Jednocześnie strażnicy mają obowiązek wywieszenia odpowiednich znaków: w nocy – latarni, a w dzień – flagi, wskazujących miejsce pożaru.
Rolę sztabu kryzysowego przyjmowała Rada Miejska. Kiedy pożar został ugaszony, właśnie na Ratuszu omawiano sytuację i dyskutowano dalsze kroki, takie jak otwarcie bram miejskich i kontrola nad zgromadzoną ludnością. Po zakończonej walce z pożarem cały sprzęt miał ponownie zostać skontrolowany i odłożony na miejsce. Wszelkie kradzieże karano z pełną surowością. Nakazano druk i szeroką dystrybucję porządku ogniowego, a cechom nakazano nawet...coroczną lekturę dokumentu na głos.
Pożar spichlerzy w 1859 roku. Źródło: Gedanopedia
Zawodową straż pożarną powołano w Gdańsku dopiero w XIX wieku. Nawiązano jednak do lokalnych tradycji, bowiem jej siedzibą był Dwór Miejski. Kilkudziesięciu strażaków miało do dyspozycji zaprzęgi pożarowe, a w kolejnych dekadach w przestrzeni miasta pojawiła się sieć hydrantów. Jednak nowoczesna straż pożarna to temat na inną okazję.